poniedziałek, 5 października 2015

Z(a)myślenie trzecie - o tym jak długopis przeszkodził mi w napisaniu bajki.

Pierwszy dzień - nie, pierwszy tydzień - jest zawsze osobliwą mieszanką lenistwa i zmęczenia.
Dziś zaczęło się o tyle źle, że jakaś złośliwa siła postanowiła, że sen nie jest mi niezbędny do przeżycia tego pierwszego dnia i od piątej oka nie zmrużyłam, chociaż zajęcia zaczynałam o dziewiątej. Chwała Bogu za kawę, która dała mi siłę na kilka godzin i wykładowcom za to, że w zasadzie nie wymagali od nas za wiele tego pierwszego dnia.
Mimo wszystko cieszę się naprawdę z powrotu na uczelnię, chociaż mój zeszyt już zapełniony jest listą długich i zapewne strasznie nudnych artykułów, które musimy nie tylko przeczytać, ale i zapamiętać – a problem z tekstami naukowymi jest taki, że rzadko można z nich coś wartościowego zapamiętać. Zakładając oczywiście, że się je zrozumie. Ja po roku studiów nadal mam z tym problem. 
Do listy lektur na przyszły tydzień doszła praca semestralna i roczna, a przeczucie podpowiada mi, że na tym nie koniec. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – krótka powtórka u nowego wykładowcy z pojęć z ubiegłego semestru pozwoliła mi w końcu zrozumieć wersologię, a praca z romantyzmu, która nie dawała mi spokoju przez całe wakacje przestała być aż tak straszna, gdy prowadzący ćwiczenia zdecydował, że mój temat – wybierany w pośpiechu tuż przed daniem wpisu z przedmiotu – się nie nadaje. Tym sposobem z morderczej pracy o motywie poezji u Norwida dostałam kilka ciekawych propozycji związanych z tą kwestią, ale nie wymagających napisania na ten temat całego licencjatu. Jak się okazuje, nie taki straszny wykładowca  jak go malują.
Zdecydowanie najsympatyczniejszym akcentem całego dnia – no, może poza wizytą w księgarni i wieczornym seansem drugiej części Avengers – okazało się wyzwanie, które postawiono mi z samego. Napisanie bajki o śpiącej królewnie okazało się dla mnie jednak problematyczne z dwóch powodów – po pierwsze, jak napisać coś, co było napisane już tyle razy i w tylu wariantach, a po drugie co zrobić, gdy długopis został w domu a ten pożyczony właśnie się wyczerpał? Mimo wszystko zadanie bardzo mi się spodobało i mam nadzieję, że kolejne zajęcia będą równie inspirujące i kreatywne jak dzisiejsze.
Warto dodać, że klątwa długopisu prześladowała mnie do końca dnia, bo ten przyniesiony z domu na kolejne zajęcia, również się wyczerpał.
I chociaż w sumie spędziłam na uniwersytecie większość dnia, a za tydzień czeka mnie katorga od ósmej do osiemnastej, to nowy początek roku akademickiego uważam za bardzo obiecujący… Do czasu aż przyjdzie mi się zderzyć z rzeczywistością i pokonać ten nawał pracy, który mnie czeka.
I jak tu nie kochać studiowania :)?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz